Z drukarkami 3D powoli się już oswajamy, jednak urządzenie drukujące mięso może szokować. Ta niezwykła technologia to rodzinny biznes prof. Gabora Forgacsa i jego syna Andreasa.
Jak to wszystko ma działać i czy to co zostanie wydrukowane rzeczywiście będzie się nadawać do jedzenia? To co ma zostać wydrukowane w technologii 3D jest najpierw poddawane cyfrowej obróbce. Drukowanie struktury warstwa po warstwie wymaga niezwykłej precyzji i kontroli dysz maszyny. Tusz, który będzie z nich wyrzucany będzie zawierać komórki macierzyste.
Do tej pory drukarki 3D wykorzystywane były do drukowania niewielkich elementów i przez wielu traktowane jest nadal głównie jako ciekawostka. Niektórzy drukowali już nawet czekoladki. Profesor Gabor Forgacs z Uniwersytetu Missouri twierdzi, że wykorzystywanie komórek macierzystych w tej technice jest o wiele bardziej skomplikowane niż stworzenie zwykłego batonika.
Trzeba pamiętać, że pracujemy na żywym materiale, te komórki żyją w momencie drukowania – tłumaczy Gabor Forgacs.
Na razie naukwcy „wydrukowalli” prototyp, który jeszcze nie nadaje się do konsumpcji. Materiał pobierany jest przez bio-inżynierów od zwierząt. Komórki macierzyste mogą się replikować, gdy przybędzie ich wystarczająco dużo wprowadzane są do specjalnej biokasety. Zamiast tuszu w pojemnikach znajduje się tak zwany biotusz, który składa się z setek tysięcy żywych komórek.
Po wydrukowaniu żądanego kształtu, cząstki łączą się tworząc żywą tkankę. Proces ten jest podobny do drukowania sztucznych narządów do przeszczepów — ale wynik tego eksperymentu może równie dobrze skończyć na patelni.
Jeśli pomysł naukowców z Uniwersytetu Missouri zostanie zrealizowany może czekać nas prawdziwa rewolucja bio-technologiczna. Obaj panowie zyskali już poważnego i doświadczonego inwestora, który na ten mięsno — drukarkowy pomysł wyłożył na razie 350.000 dolarów.
Odważylibyście się zamówić w restauracji danie z takiego wydrukowanego mięsa?