Przejdź do treści

Sława po śmierci

Cza­sami pi­szemy o czymś z lek­kim przy­mru­że­niem oka, ale dzi­siaj je­ste­śmy bar­dzo po­ważni. Zu­peł­nie jak te­mat, który po­ru­szamy. Wszystko za­częło się od pew­nego taksówkarza…

My­śle­li­ście o tym, co sta­nie się z Wa­szym cia­łem po śmierci? Tra­dy­cyjny po­grzeb czy może kre­ma­cja? Nie­wielu jesz­cze wie, że swoje zwłoki można od­dać na­uce. To tro­chę kon­tro­wer­syjna sprawa; gdy się jest mło­dym ra­czej się o tym nie my­śli. Cza­sami ro­dzina nie zga­dza się z de­cy­zją dar­czyńcy (trzeba spi­sać spe­cjalny akt do­na­cji i po­świad­czyć go no­ta­rial­nie). A w me­dy­cy­nie wciąż się spraw­dza za­sada lon­dyń­skiego ana­toma Astleya Co­opera, który w XIX w. prze­ko­ny­wał, ze „kto nie zo­pe­ruje trupa, ten za­wsze spa­prze ży­wego”. Przy­kła­dem jest Wil­liam Ha­rvey, od­krywca układu krą­że­nia, który po­kroił wła­snego ojca i sio­strę. Dla do­bra nauki.

Ame­ry­ka­nie w la­tach 80-tych pró­bo­wali wpro­wa­dzić spe­cjalne pla­sti­kowe ma­ne­kiny. Jed­nak się z tego wy­co­fali. Ba­da­nia – prze­pro­wa­dzone na gru­pie 10 tys. le­ka­rzy, z któ­rych po­łowa uczyła się na zwło­kach, a druga na fan­to­mach – wy­ka­zały bo­wiem, że w tej dru­giej gru­pie było wię­cej pro­ce­sów o błędy w sztuce le­kar­skiej. Oka­zało się rów­nież, że le­ka­rze, któ­rzy pra­co­wali na zwło­kach, mają lep­sze po­dej­ście do pa­cjenta, nie trak­tują go jak przed­miotu, są bli­żej człowieka.

Stu­denci nie na­uczą się ana­to­mii ina­czej niż na zwło­kach. Naj­cu­dow­niej­szy atlas czy film wi­deo nie za­stą­pią do­tknię­cia nerwu. Stu­dent musi zo­ba­czyć, jak da­leko jest on od ko­ści, wziąć serce do ręki. Atlas nie po­każe mu za­sta­wek czy uj­ścia tęt­nic wień­co­wych. — po­wie­dział prof. Je­rzy Gie­lecki ze Ślą­skiej Aka­de­mii Me­dycz­nej w wy­wia­dzie dla Ga­zety Wy­bor­czej. — Zwłoki są też po­trzebne le­ka­rzom, któ­rzy przy­go­to­wują się do za­biegu o du­żym stop­niu ry­zyka i mu­szą prze­ćwi­czyć pewne do­stępy do struk­tur, np. przy gu­zach mó­zgu. Bo je­śli skal­pel za­stę­puje wy­so­ko­obro­towa wier­tarka, to ła­two wy­rwać nerw albo uszko­dzić na­czy­nie, je­śli się nie wie, że ono tam jest. Le­ka­rze mu­szą też ćwi­czyć nowe techniki. 

Na pol­skich uczel­niach cały czas jest nie­do­bór ciał. Stu­denci czę­sto uczą się na spre­pa­ro­wa­nych zwło­kach, które mają na­wet kil­ka­dzie­siąt lat i nie za­wsze są w do­brym sta­nie. Ilość osób, które chcą od­dać swoje ciało na rzecz na­uki sys­te­ma­tycz­nie ro­śnie, ale cią­gle jest ich za mało. Z pew­no­ścią taka de­cy­zja jest trudna z po­wo­dów psychologicznych.

Nie­które ciała stają się sławne po śmierci – tak jak ostat­nio 61-letni bry­tyj­ski tak­sów­karz Alan Bil­lis z To­rquay. „Z my­ślą o wnu­kach” zgo­dził się zmu­mi­fi­ko­wać na spo­sób sta­ro­żyt­nych Egip­cjan, za po­mocą tech­niki sprzed 3 tys. lat. Ciało pana Bil­lisa po śmierci za­nu­rzono na po­nad mie­siąc w sło­nej ką­pieli, po czym po­kryto jego skórę olej­kami i ciało owi­nięto w płótno. Przez trzy mie­siące su­szył się i mu­mia go­towa. Obec­nie znaj­duje się w Shef­field Me­dico-Le­gal Cen­tre, gdzie po­zo­sta­nie do końca roku. Tam­tejsi na­ukowcy mają na­dzieję, że ba­da­nia nad mu­mi­fi­ka­cją po­zwolą opra­co­wać me­tody kon­ser­wa­cji tka­nek bez uży­cia szko­dli­wego dla śro­do­wi­ska formaldehydu.

My po­le­camy zo­ba­czyć film do­ku­men­talny Mar­cina Ko­szałki „Ist­nie­nie” ze zna­nym kra­kow­skim ak­to­rem Je­rzym No­wa­kiem, który zde­cy­do­wał się od­dać swoje ciało po śmierci. Dla roz­rywki na­to­miast warto po­czy­tać „Sztyw­niaka” Mary Ro­ach, która opi­suje po­śmiertne przy­gody ciał. 

Powiązane materiały: