Nie mamy w Polsce zbyt dużej ilości linii metra. Ma to swoje plusy — nie można się pomylić i jechać w nieznane. Czy warszawska linia jest podobna do jakiejś innej, gdzieś na świecie? Matematycznie jest to możliwe.
Badania największych światowych sieci metra wykazały, że z czasem wszystkie sieci metra upodabniają się się do siebie pod względem matematycznym. Jest to niezależne od tego, gdzie znajduje się sieć, od jakiego punktu zaczęto jej budowę i jak szybko była tworzona.
Autorzy badań poddali analizie 14 sieci. Obok spostrzeżeń dość oczywistych, takich jak istnienie gęstego „rdzenia“ i odchodzących od niego promieniście linii czy fakt budowy podobnych proporcji linii, stacji i ogólnych długości, zauważono wiele innych podobieństw.
Okazuje się, że całkowita liczba stacji jest proporcjonalna do kwadratu liczby linii. Innymi słowy, tam gdzie mamy czterokrotnie więcej stacji, jest dwukrotnie więcej linii. Specjaliści stwierdzili też, że gęsty „rdzeń“ sieci ma w każdym przypadku średnio tyle samo stacji, które z nim sąsiadują oraz, że około połowy stacji znajduje się zawsze poza „rdzeniem“. Badania wykazały, że długość każdej linii odchodzącej od „rdzenia“ jest mniej więcej dwukrotnie większa od średnicy samego rdzenia, a liczba stacji na danym odcinku od rdzenia jest proporcjonalna do kwadratu długości tego odcinka.
Jeszcze raz… całkowita liczba stacji jest proporcjonalna do kwadratu liczby linii… W Polsce, mamy jedną linię metra zatem równanie wydaj się proste jak sama linia.
Polecamy jeszcze wizytę w metrze — dla odprężenia 🙂