Odpowiedź na pytanie
z „Banku dziwnych pytań”
Doniesienia z polskich badań nad czytelnictwem są zwykle utrzymane w tonie minorowym. Przyglądając się smutnym wnioskom, które wyciągają dziennikarze z raportów sporządzanych na przykład przez Centrum Badania Opinii Społecznej i Bibliotekę Narodową, nietrudno wpaść w głęboki pesymizm co do przyszłości literatury (nie tylko w naszym kraju). Czy jest on uzasadniony? Zastanówmy się, jak może wyglądać to zagadnienie z perspektywy socjologa.
Wendy Griswold, pracowniczka Northwestern University i jedna z ważniejszych postaci we współczesnej socjologii literatury, w ciągu ostatnich kilkunastu lat rozwinęła pojęcie klasy czytającej (reading class). Chodzi tutaj o taką warstwę społeczną, której członkowie nie tylko potrafią czytać – w tym nie ma dzisiaj przecież nic niezwykłego – lecz także podejmują regularną lekturę książek. Nie magazynów, nie gazet, nie e‑maili, a właśnie książek. Liczebność tej grupy w globalnej skali rzeczywiście wydaje się zmniejszać (prace przywołanej badaczki, częściowo dostępne w internecie, przynoszą wiele informacji na ten temat), ale jest mało prawdopodobne, aby spadła do zera.
Dlaczego? Otóż czytaniu książek – w szczególności literatury pięknej – towarzyszy pewien społeczny prestiż. Na przykład badania referowane przez Griswold (wraz ze współautorami, Terence’em McDonnellem i Nathanem Wrightem) w artykule z 2005 roku pokazały, że w angielskim Lancaster lekturę taką postrzegano jako świadectwo inteligencji. Można oczekiwać, że malejące wskaźniki czytelnictwa książek przyczynią się do postrzegania go w jeszcze większym stopniu jako praktyki godnej szacunku i podtrzymania, toteż zasługującej na wsparcie ze strony rozmaitych instytucji. Grupą, która skorzysta na tym najbardziej, staną się zapewne wykształceni i względnie zamożni mieszkańcy wielkich miast. Ich pozycja społeczna będzie przydawać blasku omawianym praktykom czytelniczym, a jednocześnie sami będą czerpać z tradycyjnie związanego z nimi prestiżu.
Prawdopodobnie więc literatura przetrwa, ale na mniejszą skalę niż dotychczas. Czy należy się z tego powodu martwić? W tym miejscu wypadałoby podkreślić (zwraca na to uwagę również Griswold), że żyjemy w czasach wielce nietypowych. Ostatnie sto kilkadziesiąt lat, między innymi dzięki rozwojowi technik drukarskich i szkolnictwa, przyniosło Europie Zachodniej, Japonii i Ameryce Północnej ogromny wzrost zainteresowania beletrystyką. Przed tym okresem głód narracji zaspokajały zwykle inne formy, zwłaszcza ustne: przypowieści, legendy, podania, baśnie, mity. Czy rzeczywiście źle się stanie, jeśli za jakiś czas funkcję tę w znacznym stopniu przejmą komiksy, filmy lub seriale? Być może prestiż, którym cieszy się literatura piękna, wynika bardziej z naszych przyzwyczajeń niż z jej faktycznie wyjątkowej wartości. Czy istnieją bowiem powody, aby akurat to medium było wyłączone spod prawa Sturgeona?
Odpowiedzi udzielił: Stanisław Krawczyk, doktorant w Instytucie Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego, redaktor czasopisma o grach „Homo Ludens” oraz serwisu Poltergeist poświęconego fantastyce i kulturze popularnej.